Zamiast wielu turystów i wielkich hoteli – małe wioski, miasteczka i ich prawdziwi mieszkańcy. Własna willa na Lefkadzie z basenem i samochodem. W poniedziałek nurkowanie, w środę pływanie motorówką od plaży do plaży, w piątek grillowanie na tarasie. Dla nas, czwórki znajomych zmęczonych bieganiną miasta, właśnie tak wyglądałby raj.
A pobyt w raju zaczyna się tak: cudowna przyroda. Piaszczyste plaże, zielone wzgórza porośnięte krzewami i drzewami oliwnymi, które mają po kilka tysięcy lat. Są szutrowe bezdroża, białe klify (nazwa wyspy pochodzi właśnie od tych białych, wapiennych skał) i bardzo czysta, lazurowa woda.
Mnóstwo małych, niedrogich knajpek i barów, w których nie przeliczasz euro na złotówki, bo ceny są po prostu racjonalne (poza tym pracują w nich także Polacy, którzy osiedlili się na wyspie). Mieszkańcy prowadzą kawiarnie, sprzedają słomkowe kapelusze czy wynajmują łodzie. Część uprawia oliwki, winogrona i cytrusy. Inni zajmują się produkcją soli z wody morskiej albo hodują pszczoły i robią miód, z którego Lefkada słynie. Starsze panie w charakterystycznych brunatnych strojach siedzą na zacienionych werandach i przypatrują się życiu. Po ulicach wędrują koty a kozy, krowy i owce pasą się, gdzie się da. Przyjeżdżając na Lefkadę, wjeżdżasz do strefy czasowej siga-siga, czyli bez pośpiechu. Miła odmiana. Do tego najbardziej uciążliwe kwestie – przelot, zakwaterowanie, ubezpieczenie, samochód na miejscu – mieliśmy z głowy. Mogliśmy po prostu odpoczywać.
Odyseja kapitana Jerry’ego
Niby całą Lefkadę można objechać w kilka godzin (nie da rady się zgubić). A jednak jest na tyle różnorodna, że przez tydzień codziennie odkrywaliśmy jakieś nowe miejsce. Bo każda droga dokądś tu prowadzi. Jednego dnia niesamowita plaża Egremni (szeroka, piaszczysta, do której wiedzie 350 wykutych w klifie schodów), innym razem wioska Karya, w której od stuleci tka się koronki, ale też latarnia morska na najbardziej wysuniętym na południe cyplu (Lefkatas Cape), baza do pływania na kitesufingu (Agios Ioannis), mekka windsurferów, czyli zatoka, w której prawie zawsze wieje (Vasiliki), opuszczony monastyr na zboczu góry (Asomatod), lokalna winnica (Lefkas Earth) czy fabryka oliwy (Sivros).
Choć do wszystkich tych miejsc raczej nie dotarlibyśmy, gdyby nie rezydent Grecosa na Lefkadzie. Przyjechał do nas pierwszego dnia, opowiadał i zaznaczał na mapie wszystkie ciekawe miejsca. Mieliśmy też do wyboru ofertę wycieczek dodatkowych – padło na „Odyseję”. Rejs drewnianym statkiem wokół pobliskich wysp prowadził człowiek legenda – Jerry, charyzmatyczny kapitan statku. Nie było szans, by ktokolwiek podczas całodziennej podróży (a rejs trwał od 10 do 18) poczuł się znudzony. Jerry tryskał energią, tańczył „taniec orła”, grał na muszli, chodził po burcie statku, pozując do zdjęć. Oczywiście zawinął na najpiękniejsze plaże, opowiadał przeróżne anegdoty związane z wyspą i jej mieszkańcami. Między kieliszkiem ouzo zakąszanym oliwkami i winogronami zdążył nas nawet nauczyć, jak robi się prawdziwą sałatkę grecką i jak stawia żagle.
Wyspa Odysa i Onassisa
„Odyseja” zainspirowała nas do skorzystania z kolejnej wodnej atrakcji. Wynajęliśmy małą motorówkę i ruszyliśmy w morze, by odkryć dziesiątki małych, bezludnych plaż. To brzmi jak sen, ale naprawdę cały kolejny dzień przepływaliśmy z jednej dzikiej plaży na drugą, wpływaliśmy do jaskiń, nurkowaliśmy i testowaliśmy tawerny w różnych portach. Mieszkańcy Lefkady twierdzą, że ich wyspa to mityczna Itaka. Jest na to podobno kilka dowodów – drobne znaleziska archeologiczne w wodach czy drzewa, z których Odyseusz miał budować swoje statki. Ale kto przy zdrowych zmysłach – a Odysowi nie można odmówić rozsądku – choć na chwilę opuszczałby ten raj?! My nie ruszalibyśmy się z Lefkady ani na krok.
Oprócz Odysa Lefkada ma jeszcze jedną legendarną postać. To Arystoteles Onassis, potężny grecki przedsiębiorca, król transportu morskiego, w połowie XX wieku jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Kupił pobliską wyspę Scorpios, tam zamieszkał i został wielkim dobrodziejem Lefkady. Budował tu szkoły, biblioteki, dawał pracę na swoich tankowcach wszystkim młodym mieszkańcom wyspy. A poza tym – za sprawą swoich licznych romansów (m.in. z Marią Callas) i małżeństwa z Jacqueline Kennedy – ściągał w te rejony dziennikarzy z całego świata. Do dziś, pływając wokół Scorpios, słyszy się historie typu: na tej plaży paparazzo zrobił zdjęcia nagiej Jackie, tutaj Onassis wybudował jej dom, a tam pole golfowe.
Basen z widokiem na morze
Nasza willa na Lefkadzie nie miała własnego pola golfowego, co nie zmieniło faktu, że czuliśmy się jak potomkowie Onassisa! Było w niej absolutnie wszystko, co może umilić wakacje. Cztery duże sypialnie, każda z własną łazienką i balkonem, przestronny salon z kominkiem, wielki stół w jadalni i drugi na tarasie, by o każdej porze można było biesiadować. Na tarasie także wygodne leżaki, duży murowany grill, a przede wszystkim basen, czyli najlepiej zagospodarowane 27 m kw. w okolicy.
No i widok… Ponieważ willa położona była na zboczu góry, jakieś 2 km od plaży w Nidri, z tarasu roztaczał się widok na całą miejscowość, pobliskie wyspy i zatoki. Magiczny!
Są takie miejsca, gdzie niemal od razu, bez aklimatyzacji czujesz się swobodnie. Gdzie nic nie musisz, ale wszystko możesz. W których w zasięgu ręki znajdujesz kilkadziesiąt pomysłów na odpoczynek, a kolejne odkrywasz po drodze. Gdzie, choć w lokalnym języku znasz pięć słów na krzyż, doskonale się ze wszystkimi rozumiesz. Lefkada zdecydowanie jest jednym z takich miejsc.
Zobacz naszą relację wideo z wakacji na Lefkadzie!