Dionisios Sturis, urodzony w Grecji, wychowany w Polsce. Dziennikarz związany z radiem i mediami drukowanymi, korespondent, a także autor kilku książek, w tym dwóch o Grecji (Grecja. Gorzkie Pomarańcze i Nowe życie. Jak Polacy pomogli uchodźcom z Grecji). Potrzeba poznania kraju przodków sprawiła, że wciąż wraca do Grecji i „tłumaczy” ją Polakom.
Twoja rodzinna historia postawiła cię pomiędzy kulturami – polską i grecką. Czujesz się Grekiem czy Polakiem?
Moja „polskość” ma mocniejsze korzenie. Tutaj dorastałem, polski to mój pierwszy język. Ale „greckość” to także ważny element mojej tożsamości – jeszcze nie do końca odkryty. Grecja to dla mnie podróż.
W tę podróż zabrałeś czytelników, pisząc książkę Grecja. Gorzkie pomarańcze. Oprócz tego, że dotyka ona wielu aspektów greckiej kultury i problemów, z jakimi borykają się Grecy, jest również bardzo osobista. Co chciałeś pokazać przez nakreślenie swojej polsko-greckiej historii?
Uznałem, że gdybym pominął wątek osobisty, rodzinny, moja opowieść byłaby mniej szczera. Dlatego opisałem trudny związek mojej matki Polki z moim ojcem Grekiem tak otwarcie, jak potrafiłem. Zrobiłem to dla czytelników i dla siebie. Właśnie to moje trudne rodzinne doświadczenie powoduje, że Grecja jest fascynującą podróżą, ale także raną. Mam nadzieję, że daje się to wyczytać, a moja Grecja zyskuje także na tym, że nie jest plastikowa, błękitna czy lazurowa, lecz skomplikowana i dzika.
A Grecy? Jeśli miałbyś wskazać jedną dominującą cechę tego narodu, to co by to było?
Spróbuję wymienić kilka. Niektóre mogą się wydawać sprzeczne, ale ja bym ich bronił: duma narodowa granicząca z megalomanią, a jednocześnie ciekawość innego człowieka i ciekawość świata, otwartość, serdeczność, gościnność, pracowitość połączona z umiłowaniem czasu wolnego, zabawy i tańca.
Czy Polacy są podobni do Greków?
Wiele nas łączy, mamy podobną historię, ale my Polacy, w odróżnieniu od nas Greków (pozorna sprzeczność), często nie umiemy odnaleźć balansu między pracą a odpoczynkiem, między obowiązkami a koniecznością zatracenia się w muzyce, tańcu, jedzeniu. Grecy są w tym sensie bardziej wyważeni, wiedzą, jak ważna jest zabawa, że jest najlepszym i najtańszym lekarstwem.
To prawda, Grecy umieją się dobrze bawić, ale potrafią też zwolnić, zgodnie z filozofią siga-siga. Po wielu odwiedzinach na greckiej ziemi na pewno zrozumiałeś sedno tej idei.
Dla mnie jest ona właśnie tą szczególną równowagą, o której wspomniałem. Nie zawsze łatwo jest ją zachować, szczególnie w czasach tak poważnego gospodarczego kryzysu, ale Grekom to jakoś się udaje.
Które z greckich tradycji lub codziennych zwyczajów szczególnie przypadły ci do serca?
W języku greckim bardzo rozbudowana jest funkcja magiczna. Grecy ciągle sobie czegoś życzą: dobrego dnia, dobrego tygodnia, dobrego miesiąca, smacznego jedzenia, żeby trawienie było efektywne. Co innego mówią, gdy kupisz sweter, w którym jest ci do twarzy, co innego, kiedy kupujesz samochód albo mieszkanie. Potrafią też za pomocą gestów rzucać klątwy i wspaniale przeklinać. Bardzo lubię tę codzienną magię.
A lubisz grecką kuchnię?
Czy lubię?! Mojej rodzinie niemal codziennie serwuję greckie potrawy. Grecka kuchnia wegetariańska jest wspaniała, bogata, szalenie smaczna i – zwykle – zdrowa.
W „Gorzkich pomarańczach” poświęciłeś rozdział Ikarii, nazywanej wyspą długowieczności. Pojąłeś tam sekret długiego, zdrowego i szczęśliwego życia?
Naukowcy do dziś się spierają, dlaczego akurat na Ikarii jest tak wielu stulatków. Powodów, jak twierdzą, jest kilka: mikroklimat, odseparowanie od „wielkiego świata”, dieta – wyspiarze jedzą mniej mięsa, więcej ryb i warzyw, piją napary z górskich ziół, żyją wolniej, nie noszą zegarków, rzadko kiedy umawiają się na konkretną godzinę – to oni panują nad czasem, a nie czas nad nimi. No i świętują. To na Ikarii wziąłem udział w magicznym, szalonym panigiri i tańczyłem razem ze wszystkimi mieszkańcami górskiej wioski.
Do Grecji jeździsz nie tylko, aby zbierać materiał do swoich reportaży, ale również na wakacje. Jaki sposób spędzania urlopu lubisz najbardziej?
Dotychczas tylko raz byłem w Grecji na prawdziwych, leniwych wakacjach. Popłynęliśmy z rodziną na Paros i zamieszkaliśmy w małym hoteliku przy plaży. Rano biegaliśmy, później pół dnia spędzaliśmy w wodzie, a przez resztę czasu piliśmy kawę na zimno, jedliśmy greckie specjały i czytaliśmy książki, leżąc na plaży. Siga-siga do kwadratu.
Planujesz kontynuację Gorzkich pomarańczy?
Tak. Pracuję nad kontynuacją tej książki – tym razem będzie to pewnie nieco „słodsza” opowieść. Zbieram materiały i historie od ciekawych osób. Sprawdzam, jak zmieniła się Grecja od czasu wydania książki w 2013 roku, czy kryzys odcisnął piętno, co zabrał, a co przyniósł.
Co ostatnio zachwyciło cię w Grecji?
Jednego ranka pobiegliśmy z moim partnerem polną drogą wzdłuż ścieżki prowadzącej na szczyt niezbyt wysokiego wzgórza. Za szczytem zobaczyliśmy urwiste zbocze, w dole olbrzymie fale. Obaj mieliśmy wrażenie, że jesteśmy na końcu świata. Dlatego kocham wyspy.