Przeczytaj, oglądaj i posłuchaj!
W dziewiątym odcinku podcastu Dorota Wellman gości Katarzynę Skrzynecką, znaną w całej Polsce aktorkę teatralną, filmową, piosenkarkę, członkinię jury wielu programów telewizyjnych. O artystycznej działalności Kasi — która jest w pewnym sensie dobrem publicznym, wiadomo wiele. Trochę mniej — co oczywiste o jej życiu prywatnym, a zapewne jeszcze mniej o jej wielkiej miłości do… Grecji! Grecja to, jak wiadomo, popularny kierunek wakacyjny — idealne miejsce na zaczerpnięcie oddechu, możliwość zwolnienia i odpoczynku. Faktycznie — warunki są tam do tego idealne, zawsze świeci słońce, jest ciepło, nieopodal szum fal, do tego lekka, pyszna kuchnia i mili ludzie.
Rodzinne zdjęcia Katarzyny Skrzyneckiej, wykorzystane w tym wpisie, pochodzą z jej profilu na Instagramie: Katarzyna Skrzynecka – Instagram
Niewiele jest miejsc na świecie, w których tak wiele dobrych emocji i piękna znajdziemy w jednej przestrzeni. Łatwo więc się zakochać… a gdy się to już stanie, ta miłość nigdy się nie kończy i chcemy wracać, doświadczać, czuć się tak, wciąż i wciąż od nowa. O tych powrotach, miłości do miejsca, tęsknocie za nim i nieustannych planach na kolejną podróż, wypad, wakacje — będzie ta rozmowa.
Poniższy tekst jest transkrypcją części dziewiątego odcinka naszego podcastu. Jeśli wolisz od razu posłuchać go lub obejrzeć w całości, przejdź na koniec artykułu, znajdziesz tam video. 🙂 Zapraszamy!
Moje miejsce na ziemi
D. W. Witamy w podcaście „Pogadajmy o Grecji”. Podcast ten jest pomysłem Biura Podróży Grecos, które organizuje nam wspaniałe greckie wakacje i naprawdę na Grecji zna się jak nikt. Naszym gościem jest dzisiaj ktoś wyjątkowy, Katarzyna Skrzynecka, dzień dobry.
K. S. Witam serdecznie.
D. W. Zastanawiałam się, co powiedzieć o tobie. Człowiek tysiąca talentów, aktorka, aktorka śpiewająca, performerka. Uwielbiam wszystkie twoje wcielenia. Uważam, że jesteś niezwykle zdolnym człowiekiem.
K. S. Bardzo dziękuję. Bardzo mi miło to słyszeć.
D. W. A jednocześnie chyba masz też chorobę grecką.
K. S. Ale to taka najzdrowsza z chorób świata chyba.
D. W. Właśnie. Najbardziej pozytywna. Kiedy złapałaś greckiego wirusa?
K. S. Ja po raz pierwszy byłam w Grecji w 1997 roku. To było takie pierwsze biuro podróży, które się pojawiło wtedy w Polsce, które organizowało wyjazdy zorganizowane, fajnie zorganizowane, we w miarę dostępnych cenach do różnych krajów, głównie europejskich, ale można było gdzieś pojechać, coś zwiedzić. I wtedy pojechałam pierwszy raz na Kretę. Wtedy jeszcze na Krecie nie było euro, były drachmy. I absolutnie zakochałam się pod każdym względem w tej wyspie i niezmiennie to pozostaje moje miejsce numer jeden na świecie na nasze ukochane wakacje. Wracamy tam co roku. I zawsze staram się nasze wakacje organizować w taki sposób, żebyśmy na koniec lata, bo to taka nasza tradycja już od ponad 15 lat z mężem, żeby zawsze koniec lata spędzać na Krecie w naszym ulubionym zakątku, o którym za chwilkę powiem parę słów więcej. I zawsze pożegnanie lata, czyli ostatni tydzień sierpnia, czasami podkradamy pierwsze parę dni września, spędzamy na Krecie w naszym azylu. Natomiast wcześniej w ciągu wakacji staramy się pojechać co roku w jakieś nowe miejsce, którego jeszcze nie znamy i odwiedzić którąś z wysp, by poznawać ją całkowicie od nowa.
D. W. Wzdłuż drogi jak chwasty. Dlaczego oni mają takie szczęście, a my nie? U nas wzdłuż drogi rosną pokrzywy.
T. K. U nas też się da znaleźć czasem coś fajnego przy drogach, ale faktycznie w Grecji robi to duże wrażenie, kiedy jedziemy choćby tą północną drogą na Krecie i oleandry są wszędzie. I to był ten moment takiego wielkiego „ACH”, tego zachwytu, a do tego zaczęli dochodzić też ludzie, dlatego że Grecja, oprócz krajobrazów, to przede wszystkim ludzie. To jej wspaniała kultura, więc ten piętnastolatek zaczął zachwycać się i chłonąć wszystko, co tam zobaczył. Muzykę, gościnność ludzi. Do dzisiaj pamiętam na przykład prezenty, które zacząłem dostawać jako ten jeszcze chłopak za proste słówka, które wyuczone z rozmówek, zacząłem wypowiadać do Greków, „Kalimera”, „Efharisto”. Wtedy jeszcze nie znałem greckiego, to był zasób kilkunastu słów i wyrażeń, ale muszę powiedzieć, że to był niesamowity strzał motywacyjny, kiedy zacząłem się przekonywać, jak oni entuzjastycznie na to reagują.
Natomiast ten mój pierwszy wyjazd na Kretę był zamknięty w siedmiu dniach z wypożyczonym malutkim autkiem z otwieranym dachem. Przypiekłam sobie przedziałek, pamiętam. Auto miało taki otwierany szyberdach, a ja nie pomyślałam o tym, że w lipcu tam jest słońce w zenicie. I wróciłam po dniu jeżdżenia po całej wyspie z tym otwartym dachem. I myślałam „Co mnie tak strasznie głowa boli?” Miałam włosy spięte i na środku przedziałek. Patrzę, a ja mam po prostu, jak ogień poparzony przedziałek między włosami. Potem sobie mogłam taki skalp ściągnąć, a głowa mnie bolała przez trzy dni. No po prostu debil. Nie pomyślałam, że mam słońce w zenicie przez cały dzień na Krecie, która jest bardzo blisko Afryki.
D. W. Kreta i to wasze ulubione miejsce. Mówisz, że to mała miejscowość, że tam już jesteś bardzo zaprzyjaźniona także z tymi osobami, które tam mieszkają. Nawet się o nich troszczysz, czy denerwujesz i sprawdzasz, co się u nich dzieje.
K. S. Tak, piszemy między sobą, czasami dzwonimy rzeczywiście. My mieszkamy w takim bardzo kameralnym miejscu niedaleko Chanii, czyli w zachodniej Krecie.
Tak, jak lubię
Od Chani jedzie się do nas 20 minut autem, więc każdego wieczoru z tej naszej ciszy, głuszy — bo tam są tak naprawdę dwie malutkie lagunowe plaże i chyba 4 lub 5 małych kameralnych hoteli i prywatne domy — więc, jak chcemy pojechać do city, to wieczorem wsiadamy w autka i jedziemy na kolacyjkę i ja mogę tam do znudzenia codziennie łazić po tej Chanii. To jest tak cudne miasto z tą staro-wenecką starówką, z pięknym z pięknym portem i z milionem tawern, kawiarenek. Można tam być przez parę tygodni wakacji i dwukrotnie nie przejść tej samej trasy, tych samych uliczek i dwukrotnie nie zjeść w tej samej tawernie kolacji, tylko codziennie gdzieś indziej.
D. W. O Chanii, za chwilę. Czy ty wolisz ten klimat tego waszego ukochanego miejsca? Mniej ludzi, mniej uczęszczane plaże, nie ma „umpa-umpa” przez cały dzień. Żyje się też blisko mieszkańców tych miejscowości. To jest wasza Grecja?
K. S. Zdecydowanie tak. My mamy „umpa-umpa” w życiu przez cały czas w pracy. Bo zarówno moja praca, jak i praca mojego męża Marcina, to jest praca intensywna. Z dużą ilością ludzi. Mąż jest trenerem sportowym, więc na co dzień pracuje w klubie sportowym, gdzie jest rejwach, harmider, muzyka, tłumy ludzi. Intensywna, fizyczna praca. No ja też czy to pracuję na scenie w teatrze, czy na planie filmowym, czy to są koncerty, czy programy telewizyjne. Wciąż jesteśmy między ludźmi, wciąż generujemy z siebie mnóstwo energii, fajerwerki, fajerwerki, fajerwerki, które w tej naszej pracy cały czas trzeba umieć siebie wykrzesać, więc na wakacje uciekamy w takie miejsca, gdzie jest mało ludzi.
Unikamy bardzo dużych hoteli, unikamy takich plaż, które, pomimo że są śliczne, piękne i piaszczyste, no to jeżeli stoi na nich milion łóżeczek jedno przy drugim i jest duży tłum w morzu, nie odczuwa się tego wypoczynku w takim dużym tłumie. Oczywiście są amatorzy i takich wakacji, którzy lubią mieć wielki, wygodny hotel, w którym jest wszystko. I rzeczywiście wielką plażę i duże towarzystwo i fajnie. Na takie wakacje też czasami jeździliśmy, zwłaszcza jak nasza córeczka Alikia była mała.
Jeździliśmy też i do takich hoteli, które właśnie oferują animacje dla dzieci, dużo tych takich aquaparków, zjeżdżalni. Wtedy lepiej rzeczywiście pojechać w takie miejsce, bo dziecko ma wtedy tam wielki raj i wielką zabawę.
Natomiast teraz ona już też ma 12 lat. Dorosła do takiego etapu, kiedy szuka odpoczynku takiego jak my. Lubi po prostu, jak jest spokojna plaża, niedużo ludzi, jakiś może mały basenik, który jest przy hotelu. Nasz hotel to są takie domki, mniejsze, większe, położone przy samej plaży, z basenikiem i ogródkiem, w którym sobie jemy śniadanka, malutką tawerną hotelową, w której przez cały dzień coś można zjeść i jesteśmy przy samej, maleńkiej, lagunowej plaży, o której w ogóle mało kto wie. Jeżeli na tej plaży jest 20-30 osób, to jest max.
A bardzo długi czas jest piaszczyste wejście do wody, więc ta woda jest dość długo płytka, a już blisko brzegu, na tym piaszczystym dnie jest mnóstwo takich delikatnych skałek, z piękną roślinnością, przy których pływa mnóstwo rozmaitych gatunków rybek. Więc tam tak naprawdę wystarczy wyjść przed dom, wejść do tej wody tak po pas, położyć się z maską do snorkelingu, nawet w takiej płytkiej wodzie, przy tych skałach i już widzisz masę pięknych rybek.
Ja nie nurkuję, nigdy nie uczyłam się nurkowania z akwalungiem, boję się głębokiej wody i takiej otwartej wody, dużego morza. Zdecydowanie się boję i wiem, że nie dałabym rady się przełamać, żeby uczyć się nurkowania. Natomiast snorkeling taki blisko brzegu, gdzie czuję bezpieczna i w każdej chwili mogę wrócić na płytszą wodę, jak najbardziej i jestem zakochana w tym, właśnie na takich bardzo spokojnych plażach w Grecji, gdzie ta woda nie jest zmącona, gdzie tych stworzeń morskich są miliony.
Teraz już mamy telefony, które możemy zapakować w szczelną folię i robić filmy własnym telefonem pod wodą, więc to są cudowne rzeczy. I z każdego roku w Grecji mamy na pamiątkę podobny film, jak wszyscy w trójkę płyniemy sobie w tych maskach do snorkelingu. I tylko między nami nasza Alikia jest każdego roku coraz większa. Teraz na kucyka Pony w rodzinie awansowałam ja, bo już ja jestem najmniejszy kucyk Pony. Dziecko mnie już przyrosło 3 centymetry, więc teraz ja jestem najmniejsza w rodzinie.
D. W. Kasia, mnie interesuje jedna rzecz. Twoja córka ma greckie imię. Czy to imię jest wybrane z tej miłości do córki? Z miłości do Grecji? Przecież mogła być Marysią, Zosią i Kasią.
K. S. Nie, my oboje z mężem wiedzieliśmy i to było nasze marzenie, że jeżeli będziemy mieli dziecko, chcielibyśmy, żeby zarówno nasz syn, jeśli urodziłby się syn, jak i córka, żeby nasze dziecko nosiło greckie imię, ale wiedzieliśmy oboje, że będziemy szukać takiego imienia, które w języku polskim nie będzie brzmiało zbyt obco i trudno, bo greckie imiona czasami są dla nas takie zupełnie bardzo trudne. No nie wiem, na przykład Eleftheria — to jest bardzo piękne imię, bo oznacza wniebowziętą, szczęśliwą, ale byłoby trudno, wymówić to w Polsce.
Eleftheria w Polsce brzmiałoby tak bardzo kwadratowo. Natomiast Alikia jest imieniem, które oznacza czysta, krystaliczna, szczera, więc ma bardzo piękne, piękny symbol i znaczenie. I imię Aliki, greckie, jest imieniem, matką dla wszystkich europejskich Alicji. Czyli jest to Alicja tylko w wersji greckiej.
D. W. Mówicie do niej Ala?
K. S. Nie. My ją zdrabniamy po polsku, czyli Alisia. Tak, jak Kasia, Basia.
D. W. Jak Alicia Keys
S. Właśnie nie Aliszia po angielsku, tylko Alisia.
Moja rodzina, moja Grecja, nasz azyl
D. W. Ona lubi swoje imię?
K. S. Bardzo. Lubi swoje imię i jeżeli ktoś powie do niej Alicja, to ona delikatnie zwraca uwagę i mówi, „przepraszam, moje imię jest przez K, ja jestem Alikja, nie Alicja. To też jest Alicja, tylko po grecku. Ja bardzo lubię swoje imię, to jest greckie imię”… od niego pochodzi też polska Alicja i wszystkie inne Alice, Alize, Alicze, wszystkie współczesne imiona Alicji.
D. W. A powiedz mi, ją też ta miłość do Grecji dotknęła? Już imię ma, ale czy kocha tam wyjeżdżać?
K. S. Ona była pierwszy raz w Grecji, jak byłam w szóstym miesiącu ciąży, kiedy byliśmy na Krecie, więc Alisia w naszej zatoczce na Krecie, nurkowała już w brzuchu mamy. I potem od urodzenia, jak była malutka, miała niespełna roczek, poleciała z nami po raz pierwszy. I co roku z nami jest na kolejnych greckich wyspach.
D. W. I nie protestuje?
K. S. Nie, ona czeka cały rok na tę Grecję. Cały rok, ona tę Grecję kocha tak jak my. Kocha zwiedzać, kocha nurkować, świetnie pływa. Pływa trzysta razy lepiej ode mnie, bo ja jestem cykor, ja się boję wody głębszej troszkę. Więc ja najchętniej to wybieram takie miejsca, gdzie zawsze wiem, że mam nogą dno. Natomiast jak wiem, że już jestem na wodzie takiej głębszej i nie czuję nogą dna, to trochę zaczynam się denerwować i zawsze się trzymam gdzieś bliżej brzegu. Natomiast Alisia pływa świetnie, nauczyła się pływać bardzo szybko z moim mężem.
Być może kiedyś będzie chciała spróbować nauki nurkowania z akwalungiem, chociaż na razie jakoś bardzo jej to nie ciągnie, natomiast uwielbia snorkeling i ona się wypuszcza troszkę dalej w morze z moim mężem, ja zostaję przy brzegu.
Ona kocha tak samo tę Grecję, lubi greckie imiona, bardzo lubi grecką kuchnię, lubi zwiedzać. Jest dzieckiem takim ogromnie cierpliwym i zawsze była dzieckiem bardzo ciekawym i bardzo cierpliwym, jeśli chodzi o zwiedzanie. Bo dzieci często się nudzą, marudzą, płaczą, chciałyby mieć zjeżdżalnie, aquapark i coś do zabawy, a nie jeździć, oglądać, zwiedzać. Ale ona lubi, zawsze ją to interesowało.
Ja zawsze znajdowałam jakąś taką formę zwiedzania, żeby były tam jakieś ciekawostki fajne dla niej. Zawsze się w coś bawiłyśmy z pomocą różnych rzeczy, które tutaj akurat oglądamy, zwiedzamy, czy to były akwaria, czy to było nowe morze z innymi skałami, z innymi rybkami, czy to są właśnie jakieś miasta, w których są ciekawe zabytki.
Bardzo się cieszy, kiedy każdego roku przyjeżdżają z nami następni nowi przyjaciele, bo ci, którzy pojechali z nami raz, to już też tam jeżdżą. W związku z tym nasza grupa się rozrasta w bardzo potężną wycieczkę w tej chwili, niejednokrotnie jeździmy tam w kilkanaście rodzin. Ale za każdym razem jak przyjeżdża ktoś nowy i są tam dzieci w wieku mojej córki, to ona ma największą frajdę, że może te dzieci oprowadzić i im coś pokazać. Bierze całą ekipę nowych dzieci i zwiedzają wszystko dookoła. Plaże, hotel, restauracyjkę, różne tajemne zakątki.
D. W. A masz poczucie bezpieczeństwa, że ona się wypuszcza ze swoimi przyjaciółmi?
K. S. Ona się wypuszcza w okolicy, na terenie hotelu i naszej plaży. Jest zawsze w zasięgu wzroku, czyli ja tak mówię, że to jest takie oprowadzanie. Jak jesteśmy wszyscy na terenie hotelu, naszej plaży i naszej zatoczki, jesteśmy wszyscy w zasięgu wzroku, no to oni sobie tutaj spacerują.
D. W. Czy ty wybierasz to miejsce takie bardzo kameralne, intymne, także z powodu rozpoznawalności i tego, że „Pani Kasia właśnie leży i opala przód lub tył”.
K. S. Lub cellulit.
D. W. Lub cellulit, lub inne rzeczy. Czy to dlatego?
K. S. Troszeczkę też, ponieważ przy dużej liczbie turystów z Polski, czasami ta buzia telewizyjna troszkę przeszkadza w znalezieniu po prostu spokojnego odpoczynku z mężem, z dzieckiem, bez przejmowania się tym, co mam na sobie, jak wyglądam. Mieliśmy kiedyś taką sytuację, zresztą na Krecie, Również, ale byliśmy w innym miejscu, gdzie jak się okazało, przyjechała dość duża grupa Polaków.
Myśmy byli tam przez tydzień, wysiedliśmy, ale czuliśmy się swobodnie, gdzieś tam byliśmy troszkę z boku, wysiedliśmy po powrocie po tych siedmiu dniach na lotnisku na Okęciu w Warszawie i wychodzimy z walizkami na lotnisku, mijamy kiosk, a tam w kiosku wszędzie jest wyłożona w witrynce gazetka i moje cztery litery są głównym bohaterem głównego zdjęcia, na pierwszej stronie kolorówki.
Artykuł zatytułowany jest „Skrzynecka opala swój cellulit w Grecji”.
Więc ktoś z bardzo życzliwych turystów skrzętnie nas obfotografował jakimś swoim telefonem lub aparatem fotograficznym. Oczywiście głównie w momentach, kiedy ja się po coś pochylałam, wypinałam tyłek w kostiumie kompilowanym. I cały artykuł polegał na analizie, czy ja mam cellulit na tyłku, czy jeszcze nie mam. I właściwie głównie o tym był artykuł.
I jeszcze o tym, że ponieważ tam przy tej plaży z boku były takie kosze na śmieci wyłożone foliami, akurat z perspektywy zdjęcia, gdzie ten plażowicz życzliwy robił te zdjęcia, nie było widać tego pięknego zejścia do morza i ślicznego morza, tylko żeby dobrze sfotografować mój wypięty tyłek, on musiał się ustawić tak, że akurat za mną był ten kosz na śmieci z tą folią, no tam oczywiście w pewnej odległości. No i jeszcze drugie, tam podtytuł był, że opalamy się pod śmietnikiem, bo oszczędzamy na wakacjach i znajdujemy miejsca najtańsze, w związku z czym pozostaje nam już tylko miejsce pod śmietnikiem i tam ja opalam swój cellulit.
Ja na szczęście mam ogromne poczucie humoru na własny temat i po prostu obśmiałam się z tego artykułu, ale wiesz, to było głupie uczucie, że wracam po tygodniu pięknych wakacji i pierwsze, co widzę w kiosku na Okęciu, to jest moja wypięta dupa pod śmietnikiem na plaży. No trudno.
D. W. À propos zdjęć z Grecji, często pokazujesz na swoich mediach społecznościowych piękne zdjęcia z Grecji, w miejscach, w których jesteście, albo oglądacie pełnię księżyca, albo jesteście wspólnie. Albo twoja córka wygląda jak mała Greczynka, albo się razem moczycie w wodzie, albo są przyjaciele. Zawsze wtedy na twojej twarzy i twoich bliskich pojawia się banan i szczęście. Mam wrażenie, że jesteście tam bardzo szczęśliwi.
K. S. Bardzo. Bardzo, chociaż my generalnie jesteśmy wszyscy, na całe szczęście, ludźmi bardzo pogodnymi. A o naszej córce Alikii, kiedyś jedna z naszych koleżanek użyła pięknego określenia, zażartowała sobie i myśmy to przyjęli jak swoje, kocham to określenie. Ona kiedyś powiedziała, Alikia to jest “dziecko genetycznie zadowolone”.
D. W. Tak, piękne.
Posłuchaj lub obejrzyj cały odcinek podcastu.
Dowiesz się, czy można zakochać się w jakimś miejscu tak bardzo, by wracać latami, żyć w nieustannej tęsknocie i bez przerwy planować kolejną podróż, wypad, wakacje i które tawerny na Krecie Kasia szczególnie poleca. Posłuchasz także, jakie jeszcze greckie wyspy są wyjątkowe, które Kasia zwiedziła wraz z rodziną, a także jakie są najlepsze sposoby na zwiedzanie, odpoczynek i niespieszne poznawanie Grecji, oczywiście według Kasi Skrzyneckiej.