Kalimera ! Nazywam się Karolina i razem z mężem Bartłomiejem odbyliśmy w tym roku podróż do Grecji – z Grecosem.
Długo zastanawialiśmy, gdzie się udać. Wybór padł na cudowną wyspę Korfu z wylotem z Katowic. Wylądowaliśmy o 4 rano czasu greckiego, po czym udaliśmy się do naszego hotelu, którym był Sungate Beach. Już na wstępie pragnę wspomnieć, że wyspa bardzo nas urzekła, ponieważ nie ma tutaj typowego spalonego słońcem krajobrazu, a wręcz przeciwnie jest bardzo zielono dzięki milionom drzewek oliwnych oraz cyprysów.
Zielona wyspa
Jako dziecko mieszkałam w Grecji w rejonie Aten. Krajobraz, który zapamiętałam to właśnie mocne słońce, zero zieleni i bardzo duży upał. Wróciłam po ponad 10 latach do Grecji i udałam się w nieco inny rejon, bo na wyspę Korfu, a moim oczom ukazał się całkiem inny widok, który na pewno na bardzo długo utkwi w pamięci mojej i mojego męża. Zobaczyliśmy wspaniały, nieco górzysty rejon z ciekawymi formami skalnymi, mnóstwem grot i jaskiń, a także białych, wapiennych klifów wcinających się w cudowne zielono-turkusowe morze.
Korfu pokazało nam swoją odmienną kulturę i architekturę. Swoje wakacje odbyliśmy w czerwcu, myślę, że jeszcze przed pełnią sezonu, przez co wyspa nie była jeszcze tak pełna turystów. Korfu przywitało nas cudownym wchodem słońcem, który oglądaliśmy na jednej z plaż w miejscowości Sidari, w jej centralnym punkcie, czyli Canal d’Amour, do którego z hotelu mieliśmy 10 minut spacerkiem. Nie ukrywam, że podczas pobytu wracaliśmy tam kilkukrotnie, czy to ponownie na wschód słońca, czy też jego spektakularny zachód.
Kolejnym punktem naszego pierwsze dnia na Korfu, a właściwie poranka był spacer do zapierającego dech w piersiach Cape Drastis — tak dobrze czytacie z Sidari pieszo szliśmy do Cape Drastis i zajęło nam to około godziny. Może nasuwać się pytanie dlaczego nie wynajęliśmy samochodu czy innego środka transportu, ale tutaj odpowiedź jest prosta. Do hotelu dotarliśmy o 6 rano, wszystko wokół było jeszcze zamknięte, a my nie chcąc tracić czasu, udaliśmy się na małe rozeznanie terenu. Ponieważ bardzo lubimy piesze wędrówki, stwierdziliśmy, że idziemy na spacer. I zdecydowanie było warto! Naszym oczom ukazał się cudowny widok na panoramę Korfu, a gdy zeszliśmy na sam dół, czekała tam niewielka, skalista plaża.
Po powrocie i zakwaterowaniu się w hotelu poszliśmy na plażę odpocząć. Wieczorkiem znowu udaliśmy się na spacer, tym razem do centrum Sidari. I tak minął nasz pierwszy dzień na wyspie.
Stolica Korfu
Kolejny przeznaczyliśmy tylko i wyłącznie na plażowanie i odpoczynek, ale już następnego pojechaliśmy zobaczyć stolicę wyspy Kerkyrę. To niesamowite miasto, z piękną starówką, której historia sięga antyku, a którą sami oceniliśmy na mix o grecko-włoskim charakterze.
Dzięki przewodnikowi zobaczyliśmy większość ważnych zabytków miejskich z zewnątrz, a nawet mieliśmy okazję rozkoszować się cudowną grą na instrumentach przy Starej Twierdzy. Będąc w okolicy, warto zatrzymać się i cieszyć oczy spoglądając na 60-metrowy most łączący Starą Fortecę z miastem, pod którym przepływają łódki. Przechadzając się po uliczkach Kerkiry, pomiędzy setkami starusieńkich kamienic, naszym oczom ukazała się charakterystyczna wieża Kościoła św. Spirydona – patrona wysypy. Mieliśmy trochę wolnego czasu, więc poszliśmy na plażę Faliraki, a na zachód słońca udaliśmy się na półwysep Kanoni — mieści się tam Vlacherna, czyli malutka wysepka połączona z lądem groblą. Całość wysepki zajmuje malutki kościółek.
Kościółek sam w sobie nie robi spektakularnego wrażenia – ale nie o to tutaj chodzi; jest to po prostu ładny budynek w pięknej lokalizacji. Z tego miejsca dobrze widać również tzw. Mysią Wyspę, na którą można udać się łodzią z pobliskiego małego portu – niestety na to nie mieliśmy już czasu.
Obowiązkowym miejscem podczas zwiedzania stolicy był punkt widokowy z widokiem na lotnisko, które ma jeden z najkrótszych pasów startowych. Właśnie z tej grobli łączącej dwa kawałki wyspy doskonale widać samoloty podczas startu i lądowania. Grobla jest dosyć wąska, ale spokojnie wyminą się tutaj dwie osoby. Sami Grecy osiągnęli nawet nieco wyższy poziom, ponieważ widzieliśmy ich mijających się skuterami, rowerami lub wózkami.
Wracając jednak do tematu — gdy nad naszymi głowami unosiły się wielkie, potężne maszyny, było to bardzo ekscytujące przeżycie. I chociaż przelot samolotów robi wrażenie, gdy stoi się na grobli, polecamy także wejście na wzgórze i wypicie drinka — z takim widokiem to rzecz obowiązkowa. Jest to zupełnie inna, ale także fajna perspektywa i znacznie mniejszy hałas.
Błękitne groty
Będąc na Korfu, nie mogliśmy pominąć wizyty w Paleokastrista, wybierając się tym samym w krótki rejs do błękitnych grot. Wpływaliśmy do jaskini, płynęliśmy wzdłuż wybrzeża i usłyszeliśmy wiele ciekawych historii. Paleokastrista to naszym zdaniem idealne miejsce do nurkowania; woda jest bardzo przejrzysta nawet przy większej głębokości, a na plaży znajduje się wypożyczalnia sprzętu. Będąc tam, zwiedziliśmy również Monastry, skąd rozpościerał się genialny, zapierający dech w piersiach widok na wodę.
Kolejne dni na przemian plażowaliśmy i zwiedzaliśmy. Stolica wyspy tak nas urzekła, że wróciliśmy tam pod koniec naszego pobytu na wieczorny rejs łodzią. Dotarliśmy do portu nieco szybciej, więc udaliśmy się na mały spacer i totalnie zgubiliśmy się we włosko-greckich uliczkach. Prawie spóźniliśmy się na statek powrotny!
Całą wizytę na Korfu zapamiętamy na bardzo długo… A teraz planujemy wybrać się na Kretę.
Wpis powstał w ramach konkursu „Z Katowic do raju” i zdobył wyróżnienie.