To były najbardziej zaskakujące i jedne z najlepszych wakacji, na jakich byłam dotychczas.
Ale od początku.
Niespodziewane towarzystwo
Zachwycona Peloponezem po zeszłorocznym urlopie ze znajomymi miałam w planie kontynuowanie eksplorowania tej części Grecji. Niestety ekipa z nagła najzwyczajniej w świecie się posypała, co w perspektywie dawało obraz samotnych wakacji. Załamana i bliska łez pojechałam w odwiedziny do przyjaciółki, którą na dodatek oglądam ostatnimi czasy nader rzadko. Zawodowe ścieżki sprawiły, że opuściłam swój ukochany Kraków, gdzie moja Kasia — matka trójki wspaniałych, zwariowanych dzieciaków, mieszka i pracuje. Natłok naszych życiowych obowiązków sprawia, że każda chwila, którą możemy razem spędzić, jest dla nas obu bardzo ważna.
Nieistotne czy rozmawiamy, jemy, oglądamy jak wieje wiatr, wiem, że z Katarzyną mogę kraść przysłowiowe konie. Jadąc, pomyślałam sobie… najchętniej porwałabym ją na jakąś grecką wyspę, gdzie mogłybyśmy na chwilę zapomnieć o licznych obowiązkach, cieszyć się kuchnią, której jesteśmy pasjonatkami i wszystkim tym, co daje grecka przyroda. Wiedziałam, że to nierealne… więc przecierałam oczy ze zdumienia, gdy po wysłuchaniu moich utyskiwań, Kasia wraz z mężem wskazali termin w swych kalendarzach, podczas którego moje surrealistyczne marzenie miałoby się spełnić!.
I tu proszę Państwa, zaczyna się moja opowieść.
Spośród trzydziestu ofert biur podróży jedna szczególnie przylgnęła do mojego serca – GRECOS butikowy hotel Inspira na wyspie Thassos zwanej szmaragdową. Hej ho przygodo!
Olka jedziemy!
Szmaragdowy sen
Porzuciłyśmy samochody i z radością, uzbrojone w walizki i słomiane kapelusze, pędziłyśmy do naszego samolotu na płycie lotniska w Pyrzowicach. Organizacja i lot odbywały się bez zastrzeżeń. Po wylądowaniu na lotnisku w Kavali autokary zawiozły nas w miejsce, skąd odpływał szmaragdowy prom w kierunku wyspy Thassos. Świat się wreszcie zatrzymał. Pęd życia zamieniłyśmy na falujący błękit bezkresnego morza. W rejsie towarzyszyły nam mewy, które przyjaźnie leciały nad przecinającym fale promem, raz po raz zerkając, czy któryś z pasażerów nie podzieli się z nimi przekąską. Wyspa Thassos z oddali połyskiwała śnieżnobiałymi szczytami skał… ale jak to? Przecież to chyba nie śnieg w trzydziestostopniowym upale?
Nadrobiłyśmy szybko lekturę, dowiadując się, że frapująca biel to złoża białego marmuru, z którego od wieków słynie wyspa. Wszakże nawet Biały Dom amerykańskich prezydentów i arabskich szejków zdobi śnieżnobiały kamień z greckiej, szmaragdowej wyspy Thassos.
Skarby wyspy Thassos
W drodze do hotelu napawałyśmy oko bujną roślinnością i przyrodą. Bujne lasy piniowe o aromatycznym, obezwładniającym zapachu, stanowią ponad połowę wyspy, a jednocześnie okazują się idealnym składnikiem tutejszych miodów. W żadnej innej części Grecji nie uświadczymy tak bogatego w wartości odżywcze i dobrego dla zdrowia, a przede wszystkim tak pysznego miodu piniowego jak na Thassos.
Wczesnym wieczorem dotarłyśmy do naszego hotelu, który okazał się ucztą dla oka. Jako projektant plastyk na co dzień zajmujący się kreacją wnętrz, szczególnie cenię sobie miejsca muśnięte zębem czasu, z których właściciele potrafią zrobić perełkę. I do takiego miejsca trafiłyśmy. Obiekt to kilka murowanych domów z dawnych czasów, gruntownie odnowionych w nowoczesnym stylu. Ta kompilacja starszego wzornictwa np. stolarki drzwi, architektury i rozkładu schodów, balkonów, pokoi i nowoczesnej aranżacji wnętrz, stanowią idealne warunki do codziennego funkcjonowania. W żadnym innym hotelu nie czułam takiego komfortu intymności i wygody. Gratką był również okazały ogród z wieloletnimi wysokimi jukami wielkimi, jak palmy i bujnymi oleandrami w pełni kwitnienia. Nocą koił nas szum pobliskich fal i koncertowe murmurando cykad. Należy też wspomnieć o przemiłym i pomocnym współwłaścicielu — menedżerze obiektu, który wraz z ojcem i starannie dobraną ekipą współpracowników dbają o wszystkich swoich gości w szczególny sposób. Jest i młody kot Lucky, który w apogeum upału ucinał sobie słodką drzemkę na jednym z leżaków przy basenie, dając nam powód do uśmiechu.
Rankiem po wybornym, typowo greckim śniadaniu udałyśmy się na plażę — mieliśmy ją tuż pod nosem, obok hotelu. Po jednej stronie był kompleks parasoli z beach barem, a po drugiej czysta natura greckiej prowincji. Czekały tam na nas dwa puste leżaki… Na co dzień obie z Kasią zarządzamy pracą zespołu ludzi. Pęd dzisiejszego życia, huk i obligatoryjne, nieustanne planowanie wykluczają obcowanie z potęgą przyrody w ciszy. Szmaragd krystalicznie czystego morza wabił nieustannie, do tego stopnia, że przywiezione ze sobą lektury nie zostały nawet otwarte. Postanowiłyśmy wtopić się w rytm nieśpiesznej celebracji życia tutejszej wspólnoty, w myśl greckiej filozofii siga siga.
Poza kąpielą słoneczną i pływaniem z ławicami rybek zwanych gavros codziennie odwiedzałyśmy rodzinną tawernę Sti Sesoula w okolicznym Skala Prinos. Zachwyciła nas świeżość i kunszt przygotowania owoców morza oraz przepyszne greckie potrawy z lokalnych produktów. Rodzinna atmosfera wraz z ludzką uprzejmością były nieodzownym elementem tego miejsca. Nie wspomnę o spektakularnej wielkości podawanych dań, które przyprawiły o zawrót głowy niejednego gościa, który odwiedzał to miejsce pierwszy. Od lat bywam w różnych częściach Grecji, ale tak dobrze przyrządzonych, świeżo złowionych kalmarów nie jadłam nigdzie. Serdecznością ujął nas właściciel tawerny, którego odpowiedzią na pytanie „gdzie możemy kupić takie kapary, jak w sałatce” było osobiste dowiezienie nam po słoiku w darze. Jak tu nie kochać Greków… Furorę robiły świeżo łowione ryby, które codziennie mogłyśmy wybierać z tych poukładanych na lodzie. Lucjan zdecydowanie okazał się najsmaczniejszy, pomimo groźnej prezentacji uzębienia na talerzu.
Odpoczynek w ciszy
Wieczory często spędzałyśmy na spacerach, podczas których przemierzałyśmy okolicę, od gajów oliwnych po ciągnące się kilometrami miasteczko małych rezydencji na polu namiotowym. Ich mieszkańcy delektowali się życiem przy kempingowych stolikach ustawionych niemal na linii brzegu morza z magicznym blaskiem świec. Nie brakowało też amatorów wędkowania. Wszystko to w kojącej duszę i ciało ciszy, dającej przestrzeń światu natury. Tak można żyć.
Powodowane głodem wiedzy postanowiłyśmy zwiedzić wyspę od strony lądu i od strony morza — jachtem. Możliwości zwiedzania na Thassos jest sporo. Do dyspozycji mamy różnej maści statki, żaglowce, jachty, ciekawie przygotowane wycieczki fakultatywne lub wypożyczalnię samochodów. My skorzystałyśmy z większości form transportu, poznając wyspę i jej zakamarki wzdłuż i wszerz. Jacht dał możliwość delektowania się zróżnicowanymi plażami Thassos, od tych bardziej komercyjnych jak np. Marble Beach pokrytej śnieżnobiałym grysikiem marmurowym, jak i tych dzikich wraz ze szmaragdową głębią podwodnego życia morskich zwierząt i roślin.
Raz po raz mijałyśmy utworzone naturalnie zbiorniki wody morskiej wyżłobione w skałach wyspy, w tym najbardziej znany basen Giola. Z mitu wynika, że to miejsce stworzone przez Zeusa dla ukochanej, zwane Łzą Afrodyty. Zachwyciły nas wioski i mini miasteczka w tym najbardziej urokliwa Panaggia z krętymi, wąskimi uliczkami, porośniętymi śródziemnomorską roślinnością, domami muśniętymi historią drewnianej stolarki i dachami pokrytymi okolicznym kamieniem. Na uwagę zasługuje zbiór i sposób prezentacji archeologicznego muzeum w Limenas — stolicy wyspy. Zebrane eksponaty obejmują kolekcje rzeźb, ceramiki oraz pozostałości architektonicznych z okresu od neolitu do czasów Rzymskich. Jest tu też malowniczy, duży port działający od czasów starożytnych wraz z szeroką gamą tawern i ciekawego wzornictwa biżuteryjnego.
Odwiedziłyśmy też wykopaliska w Aliki z VII w. p.n.e., a także starożytną Agorę, centrum kulturalno-handlowe z IV w. p.n.e. Wyspa stanowi też istotne miejsce na duchowej mapie Grecji. To tutaj objawił się Michał Archanioł, który do dziś wyprasza szereg uzdrowień wiernych odwiedzających klasztor — miejsce objawienia, usytuowany na szczycie skalistego klifu w pobliżu Alyki.
Jeszcze więcej zachwytów
Thassos dumnie patrzy w stronę świętej góry Athos, wspomagając duchowe życie wiernych relikwią z Chrystusowego krzyża. Klasztor Michała Anioła jest jednym z niewielu założonych przez mnichów z Athos, dziś prowadzony przez mniszki, które odwiedzającym pożyczają odpowiednie stroje na czas zwiedzania. Moja Katarzyna tak dogłębnie wtopiła się w medytację, że z impetem wparowała do autokaru w pożyczonej sukni, przy gromkim śmiechu naszych towarzyszy. Oczywiście wróciła oddać zgubę, rozbawiając także opiekunki klasztoru. Wyspa Thassos to przede wszystkim ludzie i ich filozofia życia, a co za tym idzie również lokalne przetwory. Absolutnie polecam miody rodzinnej wytwórni Koutlis, w której mogliśmy się przyjrzeć procesowi i pracy maszyn, jak również skosztować specjałów wytworzonych przez pszczoły. To bogactwo smaków miodów piniowych, tymiankowych, dębowych, pomarańczowych i wielu innych. Na uwagę zasługuje sposób wytwarzania. Nie są to miody wzbogacane aromatem, lecz powstają bezpośrednio z nektaru roślin — zarówno z kwiatów, jak i spadzi pędów sosny pinii. Raz w tygodniu w naszej okolicznej wiosce Skala Prinos odbywał się targ, na który zjeżdżali wytwórcy i rolnicy wszelakich dobrodziejstw wyspy. Chętnie uczestniczyłyśmy w tym wydarzeniu, czego efektem było to, że z trudem, zmieściłyśmy przysmaki do walizek, nie przekraczając wagi bagażu. A wspomnieć trzeba, że przytargałyśmy litry oliwy z oliwek od lokalnych rolników, słoje miodów, torby suszonych ziół i herbaty górskiej o leczniczych właściwościach.
Te dobra przypominają nam o wspaniałym czasie, jaki spędziłyśmy na pięknej, jeszcze trochę dzikiej wyspie Thassos. W dzisiejszym świecie konsumpcjonizmu, wszędobylskiej reklamy i estetyki social mediów, naprawdę warto odwiedzić to miejsce Grecji. Błękity morza Egejskiego, szmaragdowe wody mieniących się fal w uroczych zaułkach plaż tego miejsca, wraz z fantastyczną przyrodą lasów piniowych, okolicznych zwierząt i niebywale przyjaznych mieszkańców żyjących w symbiozie z naturą i wspólnotą, to clue tego, czego potrzebujemy my — ludzie w dzisiejszego, pędzącego świata. Na pewno tu kiedyś wrócimy…
Wpis powstał w ramach konkursu „Z Katowic do raju” i zdobył wyróżnienie.