Jestem grekomaniaczką. Gdy zbliżają się wakacje to całe planowanie wypoczynku już od kilkunastu lat, sprowadza się do jednego pytania: na którą grecką wyspę tym razem lecimy? W tym roku padło na Kefalonię. Kiedyś już odwiedziłam tę wyspę — latem 2016 roku spędziliśmy uroczy urlop w hotelu Palatino w Lixouri. Wtedy oprócz błogiego lenistwa na kefalońskich plażach, korzystając z wycieczek organizowanych przez biuro podróży, obejrzeliśmy najważniejsze punkty Kefalonii. Jednak w tym roku zamysł był zupełnie inny – mając już ogólne pojęcie o wyspie, chcieliśmy zwiedzać na własną rękę. I to był strzał w dziesiątkę!
Początek wyprawy
W czwartek 25 maja wylecieliśmy z Katowic prosto do… raju! Sam wybór hotelu nie był łatwy – zależało nam na kameralnym, cichym hoteliku, ale wybór i tak był spory, bo Grecos ma w swojej ofercie kilka naprawdę fajnych, klimatycznych hoteli. W końcu padło na Remetzo w pobliżu Lixouri, przy plaży Vrachinari. Jak się potem okazało — lepszego wyboru nie mogliśmy dokonać. Cudowne położenie, bajeczny widok z balkonu na malownicze zachody słońca, wszechogarniająca cisza i możliwość oddania się pełnemu relaksowi czy to na absolutnie o tej porze roku niezatłoczonej plaży, czy nad kameralnym basenem – wszystko to sprawiło, że oceniliśmy nasz wybór na 10/10! A do tego przepyszne jedzenie – prawdziwie greckie smaki, w tradycyjnej greckiej tawernie, przy akompaniamencie lokalnej muzyki i wesołym „Kalimera” czy „Kalispera” zawsze uśmiechniętego managera restauracji. Do tego niezmiennie czujne: „Everything is ok?” właściciela hotelu – z każdej strony czuliśmy przyjazną atmosferę i serdeczność.
Gdzie niebo styka się z morzem
Wynajętym na cały pobyt samochodem rozpoczęliśmy nasze zwiedzanie. Codziennie wieczorem planowaliśmy, dokąd następnego dnia pojedziemy, co zobaczymy, gdzie zjemy. Posiłkując się opiniami z Internetu, planowaliśmy nasze trasy tak, aby nie tylko jak najwięcej zobaczyć, ale też znaleźć czas na kawę w jakiejś klimatycznej kawiarni, obiad w tradycyjnej tawernie czy plażowanie na jednej z licznych bajkowych plaż.
Trasy były tak malownicze, że gdziekolwiek byśmy się nie skierowali, byliśmy oczarowani wyspą.
Zachwycające widoki przy zjeździe serpentynami na plażę Petani, bajeczne kolorowe domki Assos, tętniący życiem port w Fiscardo, należąca do najpiękniejszych na świcie plaża Myrtos czy tajemnicza jaskinia Melissani na zawsze wryły się w naszą pamięć. Jednak są to punkty, które większość przybywających na Kefalonię odwiedza „obowiązkowo” – pocztówkowe krajobrazy i „must have” każdego turysty, który na pytanie o pobyt na Kefalonii może odpowiedzieć: „tak, byłem… tak, widziałem…”
Nieznane perełki
Ale nam udało się odkryć także kilka prawdziwych perełek, nie tak znanych jak klasztor Św. Gerasimosa czy jaskinia Drogarati – nieopisanych w przewodnikach turystycznych, o których nie każdy wie. Trzeba włożyć trochę wysiłku, aby je znaleźć — najpierw w Internecie, a potem jadąc wijącymi się wśród gór serpentynami. Ale uwierzcie – naprawdę warto!
Jednym z takich miejsc był malowniczo przycupnięty pod mostem grecki prawosławny kościółek Agia Varvara niedaleko Argostoli w okolicach wioski Prokopata, ukryty wśród skał – żeby go znaleźć trzeba umieć patrzeć… w dół, gdyż droga przebiega bezpośrednio nad nim. Naprawdę magiczne miejsce na mapie Kefalonii! Ciche, trochę dzikie, takie „nieoczywiste”.
Kolejne to Palia Valsamata (Old Valsamata) – „wioska duchów” niedaleko odwiedzanego tłumnie przez turystów klasztoru Świętego Gerasimosa. Zrujnowane przez trzęsienie ziemi w 1953 roku i nigdy nieodbudowane miejsce owiewa aura tajemniczości – kiedy weszliśmy między pozostałości budynków, wchłaniane przez kilkadziesiąt lat przez roślinność to jakby przenieśliśmy się w czasie. Tu widać siłę natury, a zrujnowany stary kościół i cmentarz wśród ruin uruchamiają wyobraźnię! Ten niesamowicie spokojny, piękny, ale smutny obraz na zawsze pozostaje w pamięci!
Jednak nie tylko historia towarzyszyła nam podczas podróży po wyspie. Cafe Remetzo w Poros to prawdziwy klejnocik na gastronomicznej mapie Kefalonii – jednak nie tylko za sprawą oferowanych przekąsek i napojów (choć serwowane tam fredo capuccino wybitne!), ale za sprawą… bajecznego położenia! Stolik otoczony wiszącymi skałami, bezpośrednio nad rozbijającymi się o skały falami morskimi z widokiem na morze i przybijające do portu promy! To obowiązkowy punkt dla osób lubiących food toury po wyspach i piękne miejsce do uwieczniania na fotografiach!
A na koniec plaża, ale nie zwykła plaża (choć na Kefalonii nie ma „zwykłych” plaż, każda jest inna, malownicza, urokliwa, zachwycająca, zapierająca dech w piersiach… każde określenie jest odpowiednie). Ale plaża Agia Paraskevi między Agia Efimia i Sami jest zupełnie inna – na plaży panuje… cień! To prawdziwy relaks po dniu zwiedzania w promieniach majowego słońca — tam pod oliwnymi drzewami dającymi naturalny chłód, na gęstej zielonej trawie można wypocząć na leżakach (zaznaczam, że płatnych), a potem zażyć morskich kąpieli w dość chłodnej, a przez to orzeźwiającej, lazurowej wodzie. Sam brzeg morski to białe, okrągłe kamienie, a kontrast soczyście zielonej trawy, białych otoczaków i błękitnej wody robi niesamowite wrażenie. To najlepszy wybór na spędzenie gorącego dnia w prawdziwym ogrodzie przy dobrym drinku (niedaleko tawerna, bezpłatny parking i cała plażowa infrastruktura).
Jeszcze trwają tegoroczne wakacje, jeszcze fale prawdziwie greckich upałów nawiedzają Polskę, a my już wiemy – na przyszły rok Lesbos! Czeka na nas kolejna wyspa i jestem tego pewna – kolejny zachwyt nad przyrodą, zabytkami, kuchnią i… ludźmi. Po prostu kolejne wspaniałe greckie lato!
Bo Grecja to raj!
Wpis powstał w ramach konkursu „Z Katowic do raju” i zdobył wyróżnienie.