Spośród wielu bajecznych wysp greckich, które swoimi nazwami wypełniłyby pewnie niejeden alfabet, to właśnie wyspa na literę „Z”, jak Zakynthos, zwróciła moją uwagę. Faktem jest, że już od wielu lat wyspiarskie oblicze Grecji ma moje serce w posiadaniu i co roku wyszukuję sobie kolejną wyspę, na której chciałabym spędzić beztroskie wakacje.
Czy naprawdę aż tak magiczna?
Przeglądając przewodniki, blogi czy fora podróżnicze niejednokrotnie napotykałam się na urokliwe foteczki z wyspy Zakinthos, na których naturalnie nie mogło zabraknąć jej znanych symboli tj. Zatoki Wraku (Navagio Beach), Błękitnych Grot czy żółwi Carreta carreta. Bardzo zainteresował mnie fenomen popularności tej destynacji, choć właściwie unikam miejsc tak masowo odwiedzanych przez turystów, szczególnie latem. Cóż…postanowiłam „się przełamać” i wysłać siebie samą na te Wielkie Greckie Wakacje. Zarezerwowałam swój pobyt i po ponad 2 godz. locie z Wrocławia, wygodnie siedząc w fotelu w samolocie, z nosem przylepionym do malutkiego okienka, z perspektywy „lotu ptaka” podziwiałam panoramę tej jakże zielonej wyspy.
Wyspa zachwyciła mnie swą bujną i dziką przyrodą. Plantacje drzewek oliwnych i rozciągające się winnice w połączeniu z lazurem Morza Jońskiego, który błyszczy różnorakimi odcieniami szafiru dawały oszałamiający efekt! Przypomniałam sobie słowa Rudyarda Kipliny: „Pierwszym warunkiem zrozumienia obcego kraju, jest powąchanie go”…
Poszłam więc tym tropem i postanowiłam zdać się na swoje zmysły, które się wyostrzyły na otaczającą mnie, tę grecką rzeczywistość.
Pierwszym wrażeniem sensorycznym po opuszczeniu pokładu samolotu był wyczuwalny w powietrzu delikatny aromat wegetujących roślin. Nie dziwi mnie już fakt, że wyspa określana została mianem „fiori de levante” – czyli kwiat wschodu. Zante swą nazwę zawdzięcza aromatowi kwitnących tu wiosną i jesienią kwiatów w niezliczonej ilości. Ich zapach wyczuwalny był już ponoć nawet w pewnej odległości od brzegu. A ja poczułam ten aromat już w czerwcu, na płycie lotniska na Zante.
Zdecydowanie — to klejnot!
Eksplorację wyspy rozpoczęłam od nadmorskiego kurortu Argassi, który położone jest ok. 3 km na południe od miasta Zakynthos. Argassi to miejscowość, która wciąż się rozwija. Główna ulica tętni życiem i obfituje w to, co jest niezbędne dla turystów: biura informacji turystycznej, wypożyczalnie aut, puby, restauracje, czy sklepy z pamiątkami.
Argassi wznosi się na zboczach góry Skopos. To świetna gratka dla osób, które cenią sobie (podobnie, jak ja) górskie wycieczki. Ze szczytu rozpościera się wspaniały widok na okolicę i zatokę Laganas. Widowiskowy jest zachód słońca, kiedy równocześnie niebo jak i morze zmieniają swój kolor z błękitu na kolor różu i pomarańczy. Hotel, w którym mieszkałam, również miał ciekawą lokalizację, bowiem umieszczony był na wzniesieniu miasta. Z balkonu mojego pokoju rozpościerała się wspaniała panorama, która zawierała linię brzegową miasta Zante, a daleko, daleko na horyzoncie prężyła się wsypa Kefalonia, natomiast po przeciwnej jej stronie można było dostrzec zarys Peleponezu… zdumiewające i przepiękne! Przyjemnie było codziennie delektować się kawą i zachwycać tymi widokami.
Po spotkaniu z rezydentką, która z wielką pasją opowiadała o najpiękniejszych miejscach, tych godnych obejrzenia, zaplanowałam swój plan podróży. Komunikacja miejska jest dość słabo rozwinięta i w niektóre, urokliwe zakątki wyspy, można dostać się jedynie dzięki zorganizowanym wyjazdom, lub z pomocą wynajętego środka transportu — auta lub skutera. Ja bardzo lubię taki właśnie miks — obie formy wyjazdów turystycznych — z biurem podróży, ale samodzielnie. Na zorganizowanych wyjazdach, dzięki kompetencji i wiedzy pilotów wycieczek mam sposobność poznania różnych smaczków i ciekawostek, a ta druga forma — czyli samodzielność, daje mi więcej wolności i przestrzeni. Korzystam wówczas z wiedzy mieszkańców — lubię te spotkania i to wsłuchiwanie się w grecki język i jego melodię. Nie przeszkadza mi fakt, że często dogaduje się z tymi ludźmi właściwie bez używania słów.
Moc atrakcji i pięknych miejsc
Wyspa Zakinthos nie posiada wielu zabytków, które świadczyłyby o jej przeszłości historycznej. Wielkie trzęsienie ziemi związane z nim pożary w 1953 roku zniszczyły większość z nich. Zachowały się pozostałości twierdzy weneckiej na wzgórzu nad stolicą, kilka kościołów, wież strażniczych i trzy klasztory. To jednak nie umniejsza świetności tej wyspy, która rekompensuje ten deficyt antycznych zabytków, innymi walorami krajobrazowo-przyrodniczymi — najbardziej znana jest ze wspaniałych, piaszczystych plaż i błękitnych grot.
W kolejnym dniu mojego pobytu udałam się na podbój stolicy — Zante town, która dzięki determinacji jego mieszkańców podniosło się niczym „feniks z popiołów”. To typowe nadmorskie miasto ze wspaniałą promenadą. Warto zagubić się w plątaninie uliczek i poczuć atmosferę tego miejsca. Znajduje się tu, centralny plac miasta (tzw. plac Salomosa, który jest autorem 158-zwrotkowego hymnu. „Oda do wolności” stała się greckim hymnem państwowym i jako najdłuższy na świecie jest oczywiście w Księdze Rekordów Guinnessa).
W pobliżu placu można zobaczyć urokliwe restauracyjki zapraszające na mrożoną kawę frappe i świetne przekąski — moussaka czy pita z girosem. Zielone skwerki i place są świetnym miejscem, gdzie można odnaleźć wytchnienie od gorących, słonecznych promieni. W powietrzu unosi się zapach kwiatów hibiskusa, kolorowych oleandrów i roślin, których nazw nawet nie znam, ale w powietrzu wyczuwa się ich subtelne, wspaniałe aromaty. Ta sielska atmosfera wprowadziła mnie w ten grecki stan „siga-siga”. To luz, swoboda, uczucie, którego brakuje mi często u nas w kraju.
W sklepikach oddałam się przyjemności zakupów miejscowych pamiątek i greckich wiktuałów, tj. oliwy z oliwek, mydełek zawierających w swym składzie mleko kozie i oliwki, perfum z manufaktury czy piwa — oczywiście Alfa i Mythos. Spacerując pod arkadami chroniącymi przed upałem, dotarłam do największego na wyspie kościoła św. Dionizosa (patrona tej wyspy). We wnętrzu bogato zdobionego kościoła, znajduje się srebrny sarkofag z relikwiami świętego. Zapach kadzideł unosi się w powietrzu, co jest bardzo przyjemne. Następnie weszłam na punkt widokowy Bohali, z którego rozpościera się wspaniały widok na całe Zante. Miasto w porze wieczornej i nocnej objawia swe kolejne twarze, które warto poznać.
Żółwie i wyspa ślubów
Kolejną atrakcją, której z łatwością dałam się „uwieść”, było polowanie na żółwie. Oczywiście nie dosłownie! Rejs łodzią ze szklanym dnem umożliwiał obejrzenie żółwi Carreta carreta w ich naturalnym środowisku. W okresie pomiędzy czerwcem a sierpniem żółwie mają okres lęgowy i co roku samice składają jaja na piaszczystych plażach – Laganas i Gerakas. W rejonie tym stworzono Morski Park Narodowy Wyspy Zakynthos, by chronić ten zagrożony gatunek. Podczas tej żeglugi dopływa się do wyspy Marathonisi (wyspa żółwi), która swym kształtem rzeczywiście przypomina ogromnego żółwia. To właśnie tam, na plaży, samice składają swoje jaja. Na wyznaczonym odcinku plaży tej wyspy, miałam możliwość zaznania kąpieli morskich i słonecznych.
W drodze powrotnej obserwowałam falujące na wietrze płótna, które są symbolem kolejnej urokliwej wysepki Cameo (do której z lądu prowadzi drewniany mostek). To miejsce stworzone zostało z myślą o zakochanych i bardzo często odbywają się tutaj śluby lub sesje zdjęciowe… bardzo kusząca opcja!
Kolejne dni spędzałam głównie na półwyspie Vassilikos. Dzięki darmowym przejazdom autobusowym miałam sposobność dotarcia na plażę Bananową czy plażę Mikołaja — Agios Nicolaos Beach. Świetne miejscówki, idealne do relaksu. Kąpiele morskie i możliwość uprawiania różnych sportów wodnych w tym także nurkowania z instruktorem, to świetna zabawa połączona z odrobioną adrenaliny. Plaża ma delikatny sypki piasek, radość z kąpieli morskiej jest więc ogromna!
Po dniach spędzonych na błogim lenistwie i plażowaniu skorzystałam też z oferty i wybrałam się na jedną z wycieczek lokalnych. „Magiczne Zante” pozwoliło mi poznać różne oblicza wyspy. Podróż wzdłuż Półwyspu Keri pozwala zauważyć, jak zmienia się scenografia, a plaże dla odmiany są w większości kamieniste. Jednak to właśnie tam można tam podziwiać zachwycające zachody słońca. Miejscowa legenda podaje, że miasteczko Keri zostało uchronione przed piratami przez Matkę Boską, która na ten czas schowała je w gęstej mgle.
Przejeżdżając poprzez ciągnące się połacie winnic i gaje oliwne dotarłam do fabryki-muzeum wina CALLINICO. Firma ta łączy w sobie tradycję i pasję w produkcji wina. Podczas zorganizowanej degustacji różnorodnych odmian wytwarzanych tu win, wiele z tych gatunków przypadło mi do gustu… co oczywiście miało swoje odzwierciedlenie w bardzo dużych zakupach.
Następnym punktem w programie była Olejarnia ARISTEON. To nowoczesna, certyfikowana i ekologiczna jednostka produkcji i standaryzacji oliwy z oliwek. Od roku 1850 jest to rodzinna tłocznia-muzeum, w której produkowane są różnorodne serie smakowych oliw. Tutaj miałam sposobność skosztowania po raz pierwszy oliwy o smaku cytryny, czosnku, chilli czy gorzkiej pomarańczy i było to bardzo ciekawe doświadczenie. Najsmaczniejsza jest oliwa DOPIA, która powstała z najstarszych drzew oliwnych tego regionu. Już w starożytności Homer nazwał oliwę „płynnym złotem”, bowiem stanowi ona bazę większości greckich potraw. W dalszym punkcie zwiedzania wyspy, w miejscowości Exo Hora, spotkałam roślinę OKAZ tj. drzewko oliwne, które ponoć liczy już 2 tysiące lat. Wielkie WOW!
Po tych wspaniałych degustacjach dotarłam do pięknego punktu widokowego Porto Schiza, w wiosce Kampi. Widowiskowe miejsce, bowiem z tarasu lokalnej tawerny można podziwiać dziki krajobraz z szalejącymi falami uderzającymi o brzegi bardzo stromego urwiska z najpiękniejszym zachodem słońca. Magia! Z punktu tego rozpościera się wspaniały widok na morze, ale także na ogromny krzyż na wzgórzu Schiza, który upamiętnia niechlubne lata wojny domowej w Grecji. W owej tawernie serwowane są słodkości, także każdy łasuch poczuje się, jak w siódmym niebie.
Po słodkich uniesieniach udałam się na następny punkt programu, którym był klasztor Panagia Anafonitria z XV wieku. Wewnątrz klasztoru znajdują się przepiękne malowidła ścienne z 1669 r. oraz obraz Matki Bożej „Anafonitrii”. Klasztor ten był miejscem, w którym św. Dionizy spędzał ostatnie lata swojego życia. Miejsce to posiada niesamowitą atmosferę i sacrum łączy się z profanum. Nieopodal klasztoru znajdują się urocze osiołki i jest tam kolejna sposobność na skosztowane lokalnych specjałów, szczególnie tych z procentami.
Następnie dotarłam do Agios Nikolaos (Port Mikołaja), to mała osada, z której można odbyć rejsy do znamiennych Błękitnych Grot, czy rejsu na sąsiednią wyspę Kefalonię. To świetna miejscówka, bowiem w cieniu drzewek można cieszyć wzrok, widokiem różnorodnych odcieni lazuru i na malutkiej plaży zażyć kąpieli morskich i słonecznych. W drodze powrotnej do Argassi podziwiałam inne rozrywkowe miejscowości turystyczne tj. Tragaki, Planos czy Tsilivi. To był świetny dzień, który zakończył się nauką tańca zorby w takt muzyki greckiej, oczywiście pod nadzorem miejscowych nauczycieli.
Nie ma czasu na nudę!
Zante jest wyspą, na której nie miałam czasu się nudzić. Powiem szczerze, że byłam tym nawet trochę zaskoczona! Jestem zapaloną pasjonatką żeglowania, więc nie mogłam sobie odpuścić rejsu wokół całej wyspy. To wspaniała przygoda, wygodna łódź, powiew wiatru we włosach, świetna muzyka i zmieniające się krajobrazy linii brzegowej wyspy…bajka! Relaksująca kilkugodzinna podróż, która miała w swoim przebiegu wiele wspaniałych momentów — np.: kąpiel morską w SPA, w pobliżu plaży Xigia. Wody w tym regionie nasycone są siarką, która określana jest także „pierwiastkiem piękności”, ponieważ posiada w składzie lecznicze dla skóry i paznokci właściwości. Fakt, po tej półgodzinnej kąpieli poczułam się wyśmienicie!
Podczas kolejnego etapu żeglugi dotarłam do słynnych Błękitnych Grot. Wapienne skały powodują, że odbijająca się w nich woda ma niesamowicie błękitny kolor, stąd też i nazwa tego miejsca. Niektóre jaskinie i tunele w skałach są tak duże, że wpływają do nich łodzie wycieczkowe. Promienie słońca tworzą niepowtarzalne efekty świetlne w turkusowej, krystalicznie czystej wodzie, gdzie widać dno — uwaga, tam jest bardzo głęboko! Nie da się opisać wszystkich tych odcieni błękitu, natura dała tutaj upust swojej fantazji, a zdjęcia nie uchwycą tego zjawiska – to trzeba zobaczyć na własne oczy!
Podczas dalszej żeglugi dotarłam do miejsca z pocztówek, z którego Zakynthos jest najbardziej znana, a mianowicie do Zatoki Wraku (pierwotna nazwa Agios Giorgios). Zatoka otoczona jest wysokimi, widowiskowymi, bialutkimi klifami. Nie ukrywam, że zdecydowanie jest efekt WOW! Osobiście uważam, jednak, że „rdzewiejący celebryta” wcale nie przyczynia się do piękna tej plaży. Widok zatoki sam w sobie, nawet gdyby nie było na niej wraku, byłby i tak mega spektakularny. Legend dotyczących wraku jest wiele — ponoć statek znalazł się właśnie w tym miejscu, gdyż Kapitan „Panagiotisa” przemycał na jego pokładzie zabroniony towar i gdy tylko zauważył, że płynie za nimi statek greckiej marynarki wojennej próbował go zgubić. Niestety, u wybrzeży wyspy natrafił na silne wiatry, z którymi statek sobie nie poradził i osiadł na mieliźnie w zatoce Agios Giorgios.
Marynarze zostali uratowani przez miejscowych rybaków, którzy oprócz rozbitków zabrali z pokładu także przewożony towar. Ponoć przez kilka lat nikt na wyspie nie kupował papierosów i alkoholu. Inna wersja mówi o celowym wręcz sprowadzeniu statku w to miejsce przez Ministerstwo Turystyki, by przyciągnąć więcej turystów na wyspę. Niezależnie od tego jednak, jaka jest prawda — fakt jest taki, że od tego czasu plaża stała się główną atrakcją i symbolem Zakynthos, a zatoka zmieniła nazwę na Navagio.
W kolejnych etapach żeglugi miałam jeszcze dwukrotną okazję do zażywania kąpieli morskich, to było cudowne doświadczenie, mogłam do woli pluskać się w lazurowym morzu w i dopłynąć z pokładu łodzi do Plaży Koralowej. Majestatyczne skały były ogromne i budziły podziw, jednocześnie dominowały nad niewielką plażą składającą się z drobnych kamyczków. Przy kolejnym zejściu do morza miałam okazję wpłynięcia do groty i było to wspaniałe doświadczenie! Nie ukrywam, że ten rejs zadowolił mnie w każdym aspekcie.
Wspaniałe wspomnienia są ze mną
Wakacje na wyspie spełniły moje oczekiwania w 200 procentach. Nie ukrywam, że piękno natury zachwyciło mnie ekstremalnie i nie brakowało mi antycznych artefaktów, których każdorazowo poszukuję podczas mojego pobytu w różnych zakątkach Grecji.
Przepiękna wyspa położona na Morzu Jońskim zachwyciła mnie nie tylko lazurową wodą, uroczymi plażami, świetnymi potrawami, gościnnymi mieszkańcami, cudowną muzyką, ale również zaspokoiła moją ciekawość i dała dziką frajdę. To właśnie dzięki zmysłom smaku i zapachu, które są sensorycznymi nośnikami wspomnień – kolekcjonuję swoje wspomnienia obok tych uwiecznionych na uroczych fotografiach. I jak to słusznie zauważył Pitagoras, ponad 400 lat temu „jedynym źródłem i kryterium poznania rzeczywistości są zmysły”… muszę się z tym absolutnie zgodzić!
Wpis powstał w ramach KONKURSU „GRECJA WASZYM OKIEM”, edycja 2024.
Opowiedz nam o swoich Wielkich Greckich Wakacjach w formie opisu ze zdjęciami lub wideo i również zawalcz o voucher na wakacje w Grecji!